| Czcigodni i drodzy Bracia i Siostry! Arcybiskupie Marianie — 
            spadkobierco apostolskiego dziedzictwa błogosławionego Jakuba 
            Strzemię!. Z wielkim wzruszeniem staję w ten niedzielny czerwcowy wieczór w progach 
      prokatedry w Lubaczowie! Wzruszenie to pochodzi również z motywów 
      osobistych — i pozwólcie, że naprzód temu dam wyraz.
 Po raz pierwszy byłem tutaj w dniu 15 września 1958 r., 
            uczestnicząc w srebrnym jubileuszu sakry śp. arcybiskupa Eugeniusza 
            Baziaka, metropolity lwowskiego. W ostatnich miesiącach II wojny 
            światowej ksiądz arcybiskup przejął sukcesję metropolitalnego 
            Kościoła we Lwowie po zmarłym swoim poprzedniku, arcybiskupie 
            Bolesławie Twardowskim.
 Przejął sukcesję nad wyraz trudną, wypadałoby rzec: dramatyczną. 
            Tak. Jego biskupie posługiwanie Boża Opatrzność wpisała w wielki 
            dziejowy dramat. Czyż nie było takim dramatem to, co nastąpiło 
            w wyniku decyzji jałtańskich? Czyż nie był takim dramatem dla 
            pasterza przymus opuszczenia starożytnej stolicy metropolitów 
            łacińskich, czcigodnej lwowskiej katedry i tylu wspaniałych świątyń 
            tego miasta oraz całej archidiecezji?
 Pamiętam, że kiedy świętowaliśmy w Lubaczowie 
            dwudziestopięciolecie jego biskupiej sakry, arcybiskup związał całe 
            swe biskupie itinerarium z liturgiczną tajemnicą dnia: 15 
            września — święto Matki Bożej Bolesnej, Maryi stojącej pod krzyżem 
            swego Syna. I święto biskupa, któremu wypadło stanąć pod krzyżem 
            swego Kościoła. Ja sam zaciągnąłem wobec metropolity lwowskiego olbrzymi dług. 
            Dane mi było w dwa tygodnie po owym spotkaniu w lubaczowskiej 
            prokatedrze przyjąć z jego rąk święcenia biskupie w katedrze na 
            Wawelu, aby jako biskup wspomagać pasterską posługą arcybiskupa 
            Eugeniusza aż do jego śmierci w czerwcu 1962 r.
 Ja sam zaciągnąłem wobec metropolity lwowskiego olbrzymi dług. 
            Dane mi było w dwa tygodnie po owym spotkaniu w lubaczowskiej 
            prokatedrze przyjąć z jego rąk święcenia biskupie w katedrze na 
            Wawelu, aby jako biskup wspomagać pasterską posługą arcybiskupa 
            Eugeniusza aż do jego śmierci w czerwcu 1962 r.
 
 2. To 
      wspominanie każe nam iść ku samym początkom chrześcijaństwa i Kościoła na 
      tych ziemiach, które zgodnie z historyczną tradycją przywykliśmy nazywać 
      Grodami Czerwieńskimi. Druga nazwa to ziemia halicka od miasta Halicz, które — wcześniej jeszcze 
      niż Lwów — było tutaj ośrodkiem w znaczeniu politycznym oraz kościelnym.
 Kiedy król Kazimierz Wielki ustanawiał na tych ziemiach biskupstwo 
      łacińskie, które później z Halicza zostało przeniesione do Lwowa, istniało 
      tu już biskupstwo rytu bizantyńsko-słowiańskiego związane z metropolią 
      kijowską. Tak więc od samego początku znajdujemy się na obszarze spotkania 
      dwóch tradycji chrześcijańskich i dwóch kultur: bizantyńskiej, związanej 
      z Rusią, i łacińskiej, związanej z Polską, naprzód jeszcze piastowską, 
      później jagiellońską. To, co rozwinęło się z kolei w Rzeczpospolitą wielu 
      narodów, ma właśnie w metropolii lwowskiej swój punkt odniesienia, 
      podobnie jak historyczne dziedzictwo Piastów miało swój punkt odniesienia 
      w metropolii gnieźnieńskiej.
 3. Trudno przecenić znaczenie tego „drugiego początku” w dziejach — 
            zarówno pod względem politycznym, narodowo-społecznym, jak 
            i kościelnym. Tutaj rozpoczęło się pisanie jakiegoś wielkiego 
            rozdziału historii naszych narodów, a także dziejów chrześcijaństwa, 
            które — zwłaszcza po chrzcie Litwy — w tych narodach zostało trwale 
            zakorzenione. Nie można też zapominać, że na przestrzeni wielu wieków dzieje te 
            były naznaczone porozumieniem, przymierzem i unią, współdziałaniem 
            i współtworzeniem — przy całej odrębności tych przecież 
            zróżnicowanych członków wielkiej Rzeczypospolitej. Wspólnym 
            dorobkiem wszystkich — pomimo feudalnych struktur państwa 
            i społeczeństwa — był duch tolerancji i wolności wewnętrznej. 
            W epoce, kiedy na Zachodzie napięcia religijne związane z okresem 
            Reformacji prowadziły do długotrwałych konfliktów, w tym 
            wielonarodowym i wielowyznaniowym organizmie pozostały  w mocy 
      słowa ostatniego Jagiellona: „Nie jestem panem waszych sumień”.
 To wszystko trzeba mieć przed oczyma także i w wieku XX, także i 
            w perspektywie trzeciego tysiąclecia po Chrystusie.
 Chodzi tu bowiem o wartości, które muszą przetrwać w życiu 
            każdego z narodów dawnej Rzeczypospolitej — również i teraz, gdy 
            zmierzają one (za wschodnią granicą współczesnej Polski) do odbudowy 
            swych własnych autonomii i suwerenności. Nie możemy zapomnieć, że te 
            wartości i zasady były kiedyś wspólnie tworzone. Stanowią więc dla 
            każdego z naszych narodów dorobek i własność równocześnie rodzimą, 
            własną, a przecież wspólną. Tu, na tym miejscu, trzeba w sposób szczególny prosić Pana dziejów 
            przez pośrednictwo świętych patronów Polski, Litwy i Rusi, aby to 
            dobro, które łączy, zawsze okazywało się mocniejsze od wszystkiego, 
            co w ciągu dziejów, a zwłaszcza w czasach ostatnich, różniło 
            i dzieliło — czasem aż do przelewu krwi. I niech na to wszystko — na 
            całą naszą teraźniejszość i przyszłość — nadal patrzą macierzyńskie 
            oczy Maryi z Jej starożytnego obrazu w katedrze lwowskiej, gdzie 
            król Jan Kazimierz po doświadczeniach „potopu” składał swe 
            historyczne śluby w 1656 r
 4. Tak. Ogromna jest wymowa tej lubaczowskiej prokatedry.
            Znaczenie jej jeszcze powiększył fakt, że w ostatnich miesiącach 
            roku ubiegłego zostały tutaj złożone doczesne szczątki śp. kardynała 
            Władysława Rubina.
 To inny jeszcze wymiar symbolu, który kryje w sobie ta świątynia. 
            Zmarły w Rzymie po długiej i uciążliwej chorobie kardynał wrócił na 
            miejsce, z którego rozpoczęła się jego życiowa wędrówka w czasie 
            drugiej wojny światowej. Rozpoczął ją jako jeden  z tylu rodaków 
            deportowanych w głąb Związku Radzieckiego, by z kolei wraz z armią 
            generała Andersa wyruszyć na Zachód. Droga powołania kapłańskiego, 
            zapoczątkowana we Lwowie, dojrzała w Libanie, aby przygotować 
            przyszłego biskupa Polaków na emigracji oraz pierwszego sekretarza 
            generalnego Synodu Biskupów i w pewnym sensie organizatora tej 
            doniosłej instytucji Kościoła po Soborze Watykańskim II.
 Oto inny wymiar symbolu, który tutaj musi się zarysować. 
            I dobrze, iż ten człowiek — symbol Polski walczącej i cierpiącej, 
            Polski rozproszonej po świecie, a równocześnie symbol wkładu 
            i uczestnictwa Polski w dziele współczesnej odnowy Kościoła 
            i chrześcijaństwa — dobrze, że ten symbol związał się z lubaczowską 
            prokatedrą.
 5. „O Boże, rozważamy Twoją łaskawość we wnętrzu Twojej świątyni. 
            Jak imię Twe, Boże, tak i chwała Twoja sięga po krańce ziemi. 
            Prawica Twoja pełna jest sprawiedliwości. (...) Obchodźcie Syjon 
            dokoła, policzcie jego baszty (...) by opowiedzieć przyszłym 
            pokoleniom, że Bóg jest naszym Bogiem na wieki” (Ps 48 [47], 10-11. 
            13-15). 
      
      Homilia w 
                  czasie Mszy świętejLubaczów, 3 czerwca 1991
 
      1. 
      „Tyś wielką chlubą naszego narodu” 
      (por. Jdt 15, 9). Słowa te 
      odzywają się z jasnogórskiego Szczytu w dniu patronalnego święta Królowej 
      Polski. „Tyś jest otuchą naszego narodu” — tak śpiewaliśmy dzisiaj. Słowa te 
      idą w parze z modlitwą wypowiadaną przez tyle pokoleń w ojczystym języku: 
      „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między 
      niewiastami”, Bogarodzico.
 W naszych dziejach doznawaliśmy wielokrotnie szczególnej macierzyńskiej 
      opieki Matki Chrystusa. Kazimierz Odnowiciel wzywa Bogarodzicę i odzyskuje 
      utracone dziedzictwo. Łokietek w Wiślicy słyszy słowa: „Wstań, ufaj, 
      zwyciężysz” — tymi słowy Matka Boża umacnia króla, który wyprowadził kraj 
      z dzielnicowego rozbicia. Przełomowe w dziejach zwycięstwa — od Legnicy po 
      Chocim i Wiedeń, a w naszym stuleciu rok 1920 — wszystkie wiązaliśmy ze 
      wstawiennictwem Bogarodzicy. A w szczególności to zdumiewające zwycięstwo 
      jasnogórskiego klasztoru-warowni w 1655 r.
 Stamtąd też, z jasnogórskiego Szczytu, płyną w patronalne święto Królowej 
      Polski słowa tego biblijnego wezwania: „Tyś wielką chlubą naszego 
      narodu”
 2. Kiedy — 
      w kilka miesięcy po obronie Jasnej Góry — król Jan Kazimierz oddawał całe 
      swe wielonarodowe dziedzictwo Bogarodzicy jako Królowej — wówczas 
      dokonywały się szczególne zaślubiny.Były to zaślubiny Bożej Mądrości, która w sposób proroczy mówi o sobie 
      słowami Księgi Syracydesa: „Wyszłam z ust Najwyższego i niby mgła okryłam 
      ziemię” (24, 3): oto wymiar przedwiecznej Mądrości. A potem ten wymiar 
      znajduje sobie mieszkanie w dziejach człowieka: „W Jakubie rozbij namiot 
      (...), w Izraelu obejmij dziedzictwo” (Syr 24, 5). I oto Mądrość 
      „zapuszcza korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego 
      dziedzictwie” (por. Syr 24, 13), aby stać się pokarmem i napojem ludzi: 
      „Którzy mnie spożywają, dalej łaknąć będą, a którzy mnie piją, nadal będą 
      pragnąć” (Syr 24, 21).
 Król Jan Kazimierz, klęcząc w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej 
      Łaskawej, przyłącza się do wielu pokoleń tych, którzy łakną i pragną Bożej 
      Mądrości — dla siebie, dla swego królestwa, dla ludów, wśród których 
      z Bożej Opatrzności przyszło mu sprawować władzę królewską w czasach 
      szczególnie trudnych.
 3. Zaślubiny 
      Bożej Mądrości, która jest Słowem Przedwiecznym, znajdują swój 
      ewangeliczny wyraz w Kanie Galilejskiej. Słowo stało się Ciałem, rodząc 
      się z Maryi Dziewicy za sprawą Ducha Świętego. Tajemnica Wcielenia 
      Słowa jest tajemnicą zaślubin Bóstwa z człowieczeństwem. Jako człowiek, 
      Syn Boży — Jezus z Nazaretu zostaje zaproszony na gody weselne wraz ze swą 
      Matką i uczniami.To, co w ciągu dziejów miało znaleźć wyraz na naszych ziemiach, pozwala 
      nam się rozpoznać już tam, już w Kanie Galilejskiej.
 Maryja, która tyle razy w ciągu dziejów mówiła Chrystusowi o różnych 
      potrzebach ludzi i ludów, powiedziała o tym po raz pierwszy w Kanie, gdy 
      gospodarzom wesela zabrakło wina: „Nie mają już wina” (J 2, 3).
 Jakże błaha może wydać się ta potrzeba w porównaniu z innymi. Przyjmijmy 
      ją jednak jako pierwowzór dla wszystkich potrzeb człowieka, narodów, 
      ludzkości. Matka Chrystusa staje pośrodku między każdą z tych potrzeb 
      a Chrystusem, Synem Bożym, Słowem Przedwiecznym i Mądrością, która 
      zaślubiła dzieje człowieka. I pragnie w nich działać
 4. U stóp 
      Bogarodzicy we lwowskiej katedrze król Jan Kazimierz myślał o potrzebach 
      swego królestwa, o niebezpieczeństwach, które mu groziły. Nosił je 
      wszystkie w swym królewskim sercu. Doświadczył ich, gdy podczas 
      szwedzkiego najazdu musiał opuszczać kraj i szukać schronienia na Śląsku.
      Czuł jednak, że miara potrzeb jest większa jeszcze, że sięga głębiej, że 
      zagrożenie płynie nie od zewnątrz tylko, ale od wewnątrz. Dał temu wyraz 
      ślubując, gdy mówił: „Przyrzekam (...) i ślubuję, że po nastaniu pokoju 
      wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud 
      królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić”.
 Oto pierwszy zarys programu społecznej odnowy, który będzie narastał 
      z pokolenia na pokolenie — aż do naszego stulecia.
 Dobrze się przeto stało, że te śluby królewskie z katedry lwowskiej 
      w różnych momentach dziejów były odnawiane i aktualizowane. Z nich 
      zrodziło się w naszym stuleciu ślubowanie milenijne, związane 
      z tysiącleciem chrztu Polski.
 5. Tutaj 
      wchodzimy już w dzieje naszego pokolenia. Co jest tą potrzebą największą, 
      którą ośmielilibyśmy się niepokoić matczyne Serce Bogarodzicy? Jest 
      zapewne wiele tych potrzeb, ale dotknijmy tej, która wśród nich wydaje się 
      najistotniejsza. Łączy się ona z podstawową hierarchią wartości: dla 
      człowieka, dla ludzkich wspólnot, narodów i społeczeństw ważniejszym jest 
      „być” niż „mieć”. Ważniejszym jest, kim się jest, niż to, ile się posiada.Bóg tak nas stworzył, że potrzebujemy różnych rzeczy.
 Są nam one niezbędne do zaspokojenia naszych potrzeb elementarnych, ale 
      również do tego, żebyśmy umieli dzielić się nimi wzajemnie, oraz żebyśmy 
      z ich pomocą budowali przestrzeń naszego ludzkiego „być”. Ojciec nasz 
      niebieski dobrze wie o tym, że potrzebujemy różnych rzeczy materialnych. 
      Ale umiejmy ich szukać i używać zgodnie z Jego wolą. Wartości, które można 
      „mieć”, nigdy nie powinny stać się naszym celem ostatecznym.
 Po to Ojciec nasz 
      niebieski obdarza nas nimi, aby nam pomagały coraz pełniej „być”.
 Dlatego przed błędem 
      postaw konsumpcjonistycznych należy przestrzegać również społeczeństwa 
      biedne. Nigdy nie trzeba w taki sposób dążyć do dóbr materialnych ani 
      w taki sposób ich używać, jak gdyby były one celem same w sobie. Toteż 
      reformie gospodarczej, jaka się dokonuje w naszej Ojczyźnie, powinien 
      towarzyszyć wzrost zmysłu społecznego, coraz bardziej powszechna troska 
      o dobro wspólne, zauważanie ludzi najbiedniejszych i najbardziej 
      potrzebujących, a również życzliwość dla cudzoziemców, którzy przyjeżdżają 
      tutaj w poszukiwaniu chleba. Zwłaszcza dzisiaj, w okresie reformy 
      gospodarczej, wsłuchujmy się uważnie w słowa Chrystusa Pana: „Nie 
      troszczcie się zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? Co będziemy pić? 
      Czym będziemy się przyodziewać? (...) Przecież Ojciec wasz niebieski wie, 
      że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga 
      i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 31-33).
 Czy jednak nie zostaliśmy zdominowani przez to, co jest — mimo wszystko — 
      mniej ważne? Czy to nie dawało i nie daje nadal znać o sobie? Jakiego 
      potrzebujemy wysiłku, ażeby odnaleźć w tej dziedzinie właściwe proporcje?
 6. W Kanie 
      Galilejskiej Matka Chrystusa mówi do sług weselnych: „Zróbcie wszystko, 
      cokolwiek [On] wam powie” (J 2, 5).Wielką potrzebą naszych czasów jest przypominanie tego, co mówi Bóg: 
      przyjmowanie na nowo tego, czego uczy Chrystus: „Zróbcie wszystko, 
      cokolwiek [On, Chrystus] wam powie”.
 Dlatego podczas tej pielgrzymki wracamy stale do Dekalogu. Kiedy Bóg mówi:
      „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, słowo Jego nie tylko dotyczy 
      jednego dnia w tygodniu. Dotyczy ono całego charakteru naszego życia. 
      W tym naszym ludzkim życiu nieodzowny jest wymiar świętości. Jest on 
      nieodzowny dla człowieka, ażeby bardziej „był” — ażeby pełniej realizował 
      swe człowieczeństwo. I nieodzowny jest dla narodów i społeczeństw.
 Wiara i szukanie świętości jest sprawą prywatną tylko w tym sensie, że 
      nikt nie zastąpi człowieka w jego osobistym spotkaniu z Bogiem, że nie da 
      się szukać i znajdować Boga inaczej niż w prawdziwej wewnętrznej wolności. 
      Ale Bóg nam powiada: „Bądźcie świętymi, ponieważ Ja sam jestem święty!”
      (Kpł 11, 44). On chce swoją świętością ogarnąć nie tylko 
      poszczególnego człowieka, ale również całe rodziny i inne ludzkie 
      wspólnoty, również całe narody i społeczeństwa.
 Dlatego postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym 
      zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania 
      wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię lub 
      światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego 
      i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest 
      postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego 
      ze światopoglądową neutralnością.
 Potrzeba wiele wzajemnej życzliwości i dobrej woli, ażeby się dopracować 
      takich form obecności tego, co święte w życiu społecznym i państwowym, 
      które nikogo nie będą raniły i nikogo nie uczynią obcym we własnej 
      ojczyźnie, a tego niestety doświadczaliśmy przez kilkadziesiąt ostatnich 
      lat. Doświadczyliśmy tego wielkiego, katolickiego getta, getta na miarę 
      narodu. Zarazem więc my, katolicy, prosimy o wzięcie pod uwagę naszego 
      punktu widzenia: że bardzo wielu spośród nas czułoby się nieswojo 
      w państwie, z którego struktur wyrzucono by Boga, a to pod pozorem 
      światopoglądowej neutralności.
 Ksiądz prymas tak oto mówił na ten temat w uroczystość św. Stanisława tego 
      roku: „W okresie przemian ustrojowych stajemy przed zadaniem nowego 
      i poważnego ułożenia stosunków między Kościołem a państwem. Zakłada to 
      szereg sformułowań nowych i postanowień oryginalnych, takich, które 
      odpowiadają stanowi liczbowemu wierzących i poziomowi życia religijnego. 
      Wymaga to obustronnego wysiłku i pokornego szukania prawdy. Niekiedy 
      zauważa się jakby chęć do łatwego i mechanicznego naśladowania, z jednej 
      strony — wzorów Zachodu, a z drugiej strony — do przyjmowania pewnych 
      form, które były stosowane w epoce totalitaryzmu” (Kraków, 12 V 1991 r.).
 Trzecie przykazanie Boże domaga się jeszcze przypomnień zupełnie 
      elementarnych. Spodobało  się Przedwiecznemu Ojcu uczynić Pośrednikiem 
      naszego zbawienia swojego Jednorodzonego Syna, który dla nas stał się 
      człowiekiem. Dlatego niedziela, dzień Jego zmartwychwstania, jest dla nas, 
      którzy uwierzyliśmy w Chrystusa, dniem szczególnie świętym. W dniu tym 
      gromadzimy się wszyscy wokół ołtarza, ażeby zaczerpnąć ze świętości 
      Chrystusa i ażeby cały nasz tydzień uczynić świętym. Tutaj, podczas Mszy 
      św., realnie uobecnia się ta niepojęta miłość, jaka została nam okazana 
      przez krzyż Chrystusa. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego 
      Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał 
      życie wieczne” (J 3, 16). „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas 
      życie swoje” (1 J 3, 16).
 Dzisiaj, kiedy część katolików zaczyna zaniedbywać coniedzielną Mszę św., 
      trzeba nam sobie przypomnieć szczególnie o tajemnicy tej Bożej miłości, 
      jaką zostaliśmy obdarzeni w Chrystusie i która się uobecnia na Jego 
      ołtarzu. Nie łudźmy się: odchodząc od źródeł miłości i świętości, odchodzi 
      się od samego Chrystusa.
 7. Zatrzymaliśmy 
      się dziś przy słowach królewskich ślubowań Jana Kazimierza, od których 
      dzielą nas z górą trzy stulecia.  Odchodząc z tej stacji papieskiego 
      pielgrzymowania w kierunku naszych zadań i przeznaczeń, nie zapominajmy 
      przedwiecznej Bożej Mądrości, która stanowi o prawdzie i o znaczeniu 
      ludzkiego bytowania w każdym czasie i na każdym miejscu. Nie pozwólmy 
      sobie wyrywać tych korzeni, jakie Boża Mądrość zapuściła w naszych 
      dziejach i w naszych duszach. Nie pozwólmy zagubić dziedzictwa, na którym spoczął znak wiecznego 
      zbawienia.
 „Wielki jest Pan i godzien wielkiej chwały w mieście Boga naszego. Jego 
      Góra święta, wspaniałe wzgórze, radością jest całej ziemi (...). [niech] 
      Bóg je umacnia na wieki” (Ps 48 [47], 2. 9).
 
      Na zakończenie Mszy św. Jan Paweł II 
      powiedział:  Drodzy Bracia 
      i Siostry, Zanim odejdę 
      z tego miejsca, do którego codziennie pielgrzymuję w modlitwie, zanim 
      odejdę w dalszą pielgrzymkę po Polsce, pozwólcie, że raz jeszcze pozdrowię 
      was wszystkich tutaj zgromadzonych, was wszystkich z tego skrawka dawnej 
      archidiecezji lwowskiej, który przez dziesiątki lat nosił tytuł 
      archidiecezji w Lubaczowie i miał swoich pasterzy, wikariuszów kapitulnych 
      i administratorów apostolskich, którzy nosili w sobie dziedzictwo, 
      sukcesję apostolską tego prastarego Kościoła metropolitalnego we Lwowie, 
      założonego w XIV w. — sześć stuleci. Was wszystkich z tej archidiecezji 
      w Lubaczowie szczególnie tutaj serdecznie pozdrawiam wraz 
      z przedstawicielami władz: i przemyskich, i lubaczowskich. Pozdrawiam 
      wszystkie parafie, pozdrawiam waszego nowego administratora, który przejął 
      jurysdykcję z rąk obecnego arcybiskupa lwowskiego. Pozdrawiam również 
      wszystkich i dziękuję wszystkim, którzy tutaj są z całej Polski, przede 
      wszystkim z bliskiego sąsiedztwa: z Przemyśla, z Lublina — z pasterzami 
      tych Kościołów. Pozdrawiam cały 
      Episkopat z księdzem prymasem na czele, cały Episkopat Polski, który tutaj 
      dzisiaj ze mną koncelebruje i pielgrzymuje przez Polskę, idąc za tym 
      hasłem: „Bogu dziękujcie, Ducha nie gaście”. Ale — drodzy bracia i siostry 
      — jakżeż stąd nie ogarnąć szczególną miłością, nie przyjąć szczególną 
      otwartością serca tych wszystkich, którzy przybyli stamtąd — spoza granicy 
      politycznej — wszystkich naszych braci i siostry obu obrządków, 
      a wędrowali czasem piechotą, z trudnościami, ażeby tu być, na tym miejscu, 
      i uczestniczyć w tym historycznym spotkaniu. Wśród nas, którzy ich 
      przyjmujemy i pozdrawiamy, są też reprezentacje uczelni i akademii 
      katolickich i kościelnych z Lublina, Krakowa i Warszawy. Bardzo im 
      dziękujemy za ich obecność, zwłaszcza skoro gospodarz tego spotkania, 
      obecny arcybiskup lwowski, przez tak długie lata był rektorem Akademii 
      Teologicznej w Krakowie. Więc tych braci naszych i siostry szczególnie 
      tutaj serdecznie witamy, jeśli tak można powiedzieć: przygarniamy do tej 
      naszej kościelnej wspólnoty, prastarej, a równocześnie na nowo 
      ukształtowanej. W szczególny sposób witamy wszystkich kapłanów i wszystkie siostry 
      zakonne, i braci zakonnych, którzy już tam rozpoczynają od podstaw pracę 
      ewangelizacyjną, katechetyczną, duszpasterską. Niech im Bóg w tej pracy, 
      pionierskiej doprawdy, błogosławi. Wreszcie droga jest nam obecność tutaj 
      biskupów z tamtej strony, którzy także dzisiaj koncelebrują. Jaką wymowę 
      ma dla nas fakt, że od niedawna dzięki nowej sytuacji prawnej i  
      międzynarodowej na nowo mamy biskupstwo w Kamieńcu Podolskim, 
      w Żytomierzu, a z arcybiskupem Lwowa jest tutaj dwóch współpracowników 
      jego biskupiego urzędu: pragnę powitać najpierw seniora, któż go nie zna — 
      ojciec Rafał! Przez tyle lat, dziesięcioleci, przez tyle cierpień 
      i upokorzeń wierny stróż tego skarbu, tego znaku tożsamości Kościoła, 
      jakim jest prastara lwowska katedra łacińska. A drugi — młody. Cieszymy 
      się z tego, że jest. Wszyscy go nazywają „księdzem Markiem”, a więc i ja 
      też go tak nazwę, chociaż podobno imię jego prawdziwe brzmi nieco inaczej.
 Nie wiem, kiedy będzie mi dane odwiedzić Lwów i tamte ziemie, i tamten 
      Kościół, ale wiem na pewno, że wy, drodzy bracia, z waszym nowym 
      arcybiskupem — nowym i dawnym — macie przed sobą ogromną pracę. Jednak 
      jest to „żniwo wielkie i pracowników mało”, ale radujmy się, że jest to 
      żniwo, że nie wszystko się dało wykorzenić do końca, że to wszystko na 
      nowo kiełkuje, rośnie, owocuje i czeka na tych pracowników żniwa. Niech 
      wam Bóg błogosławi w tej całej pracy w prastarej Pańskiej winnicy, która 
      się odnawia i którą trzeba na nowo uprawiać. My będziemy z wami i jesteśmy 
      z wami. Tu po tej stronie, bo królestwo Boże przechodzi przez wszystkie 
      granice, jest uniwersalne.
 Dziękujmy Panu Najwyższemu za to, że ta uniwersalność Kościoła, w którym 
      królestwo Boże się przygotowuje tu na tym świecie, że ta uniwersalność 
      mogła się przejawić za naszą wschodnią granicą, nie tylko tu, na południu, 
      ale także i bardziej na północ, na Białorusi i w Rosji samej, 
      i europejskiej, i azjatyckiej, i w Kazachstanie. Ze zdumieniem dowiadujemy 
      się, że są tam biskupi, a jeżeli są, to znaczy, że są tam owczarnie, że są 
      tam wspólnoty, że czekają na tych biskupów, tak jak czekają na kapłanów. 
      To są wszystko wielkie dzieła Boże.
 Z pewnością przy tym wielkim dziele Bożym, tak jak i przy tym małym, 
      w Kanie Galilejskiej, gdzie wina zabrakło, jest też obecna Pani Łaskawa, 
      Matka Boga Łaskawa, z katedry lwowskiej. Ty, Matko, z tylu sanktuariów na 
      prastarych ziemiach ruskich i głęboko w Rosji, wśród tych swoich ikon 
      jesteś obecna i czuwasz, nie pozwalasz, żeby zginęły, i odradzasz, 
      i torujesz po macierzyńsku drogi Twojemu Synowi, powtarzając wciąż: „Co On 
      wam każe, to czyńcie”. Zaczyna się jakaś epoka, w której Wschód — bliski 
      i daleki Wschód — zacznie słyszeć to słowo z Kany Galilejskiej, które tak 
      stale powtarzamy, zwłaszcza na Jasnej Górze: „Co On wam rzecze, to 
      czyńcie”, że zacznie wsłuchiwać się w to słowo, zacznie je przyjmować, 
      zacznie za nim iść. „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty jeden masz słowa życia 
      wiecznego!” A człowiek wszędzie jest do życia wiecznego stworzony i czeka 
      na posłannictwo życia wiecznego. Im bardziej mu horyzonty tego życia 
      zacieśnili, ograniczyli do doczesności, do wymiaru materializmu, 
      obowiązującego materializmu, administracyjnego materializmu, tym bardziej 
      się otwiera na potrzebę życia wiecznego: „Ty jeden masz słowa życia 
      wiecznego”. Jesteśmy wdzięczni Bogu i ludziom za to, że ta prawda 
      o człowieku, taka wielka, taka zarazem podstawowa, a tak długo przeoczona, 
      znalazła zrozumienie. A Kościół jest uniwersalny.
 Od wczoraj przeżywamy tu wielką radość spotkania z naszymi braćmi 
      katolikami obrządku wschodniego, dawniej się mówiło „grekokatolicy”, 
      obecnie: obrządek bizantyńsko-ukraiński. Cieszymy się, że od wczoraj 
      mogliśmy razem z nimi być w Przemyślu, gdzie od sześciu stuleci mają swoją 
      stolicę biskupią, i że dziś możemy z nimi być, że jest tutaj ich 
      przedstawiciel, drogi nam biskup Sofron Dmyterko ze Stanisławowa, 
      a wczoraj było więcej (z samym arcybiskupem większym, kardynałem 
      Lubacziwskim na czele), zarówno w Przemyślu, jak i tutaj w Lubaczowie. 
      Radujemy się z tego, drodzy bracia — nasi bracia w jedności Kościoła, nie 
      tylko w jedności wiary Chrystusowej, ale w jedności Kościoła, w jedności, 
      której znakiem jest Piotr i jego sukcesja rzymska — że wy, drodzy bracia, 
      także wyszliście z katakumb i że odbudowujecie wasze życie kościelne. 
      Życzymy wam w tym błogosławieństwa Bożego i wszystkiego tego samego, czego 
      życzymy Kościołowi łacińskiemu za Sanem, za Zbruczem i wszędzie, gdzie ten 
      Kościół z powrotem wraca do życia, gdzie odnajduje swe posłannictwo, gdzie 
      odnajduje tych, którzy są posłani, tych, którzy służą Ewangelii 
      Chrystusowej, gdzie odnajduje także serca otwarte na słuchanie słowa Bożej 
      prawdy. Cieszymy się, wszystkim dziękujemy.
 Tu wyrażam — bo to miejsce szczególnie się tego domaga — tę moją radość 
      i wdzięczność, a osobno jesteśmy wdzięczni, że zechciał tutaj z nami być 
      także jako najwyższy przedstawiciel Episkopatu austriackiego kardynał 
      arcybiskup Wiednia ze swoim biskupem pomocniczym. Vergelt’s Gott 
      [Bóg zapłać — red.], Herr Kardinal! Nie mówię już o Rzymie, 
      o współpracownikach przy Stolicy Apostolskiej, poczynając od sekretarza 
      stanu, bo ci wszędzie są ze mną, nie puszczają mnie na krok, zarówno 
      w Rzymie, jak i w świecie.
 Bóg zapłać wszystkim. Chwała tej przedwiecznej Bożej Mądrości, która 
      jest równocześnie Opatrznością obejmującą wszystko od krańca do krańca. Tu 
      na tym krańcu dokonały się dzieła i objawiły znaki tej Bożej Opatrzności. 
      Niech będzie chwała Tobie, Ojcze, Synu i Duchu Święty! Niech tę naszą 
      chwałę wyrazi najpełniej Ta, która się stała przybytkiem Bożej Mądrości, 
      nasza Pani i Matka Łaskawa — łaskawa dla nas.
 
      wstecz                                                     
      Mapa witryny                                 
                              
      
      do góry |